Santa Fe na pierwszy rzut oka bylo malo atrakcyjne, ale mialo urocza plaze i bylo w poblizu parku narodowego Mochima.
Zeby zobaczyc ten park trzeba bylo ponownie wsiasc do lodki, ktora najpierw zabrala nas w okolice rafy, gdzie po raz pierwszy w zyciu mialam okazje podgladac za pomoca maski i rurki podwodne zycie – kolorowe ryby, kraby, koralowce w niesamowitych ksztaltach i kolorach. Wciagnelo mnie do tego stopnia, ze przestala mi przeszkadzac nieziemsko slona woda… potem ruszylismy dalej, wzdluz pomaranczowo-zolto-zielonych nabrzezy po lazurowej wodzie do dzikiej plazy na Isla Caracas, gdzie spedzilismy leniwe popoludnie grzejac sie na sloncu, chlodzac w cieniu drzew albo w wodzie z maska na twarzy ogladajac kolejne odcinki z podwodnego zycia. Po drodze stada pelikanow, mew i innych ptaszyskow i … delfiny – prawdziwe, takie plynace obok lodki :)