Kolejny przystanek był trochę nieplanowany, ale absolutnie genialny. Nieplanowany, bo zawdzięczałyśmy go zderzeniu kultur, o którym trochę już pisałam – europejskiej z południowo-amerykańską, nazwaną na nasze potrzeby kulturą „maniana”. Jedną z istotnych cech kultury „maniana” jest to, że kiedy zadaje się pytanie trzeba być przygotowanym na usłyszenie takiej odpowiedzi, jaką chciałoby się w danej chwili usłyszeć, nawet jeśli nie jest ona do końca zgodna z prawdą. W kulturze europejskiej można by nazwać to kłamstwem. W kulturze „maniana’ nazwiemy to uprzejmością :) Dzięki zatem takiej uprzejmości na dworcu autobusowym utknęłyśmy w Chivay, gdzie szybko zorientowałyśmy się, że w okolicy znajdują się baseny termalne i niezwłocznie się tam udałyśmy. Po zanurzeniu się w cieplutkiej wodzie (słońce już zachodziło, co oznaczało tradycyjny wieczorny chłodek) podeszła do nas kelnerka z propozycją nie do odrzucenia – colca sour (lokalna odmiana drinka pisco sour). Dalszą część wieczoru spędziłyśmy taplając się w luksusie ciepłej wody i delektując się pysznymi colca sour. Obok nas taplała się pielgrzymka z Polski organizowana przez Ojców Pallotynów.